poniedziałek, 7 września 2020

Recenzja: Tylko mnie poproś - Sylvia Day

Georgian recenzja worldbysabina
   "Tylko mnie poproś" pojawiło się na mojej drodze kiedy miałam problem ze wkręceniem się w czytanie. O dziwo ta książka pomogła mi przełamać blokadę, choć do ideału było jej daleko.

















   Elizabeth ucieka przed swoim ukochanym po tym jak bardzo ją skrzywdził. W ucieczce sprzed ołtarza pomogło jej... małżeństwo z innym mężczyzną.
Niestety mąż Elizabeth umiera, a tajemnice, jakie po sobie pozostawił, zagrażają jej życiu. Młoda kobieta postanawia rozwiązać swoje problemy. Do jej ochrony zostaje przydzielony Marcus - jej były wybranek. Elizabeth czuje, że to nie skończy się dobrze. Szczególnie że Marcus chce zemsty, a jedyny sposób, w jaki jego pragnienie zostanie zaspokojone, wiedzie przez drogę pełną niebezpiecznego i niepohamowanego pożądania.

   "Tylko mnie poproś" było moją drugą książką w 2020 roku. Pierwszy był "Talizman" Stephena Kinga, ale nie potrafiłam się wciągnąć w lekturę. Po ponad 130 stronach męki porzuciłam tę książkę i sięgnęłam po pióro Sylvii Day z nadzieją na coś lekkiego, a erotyki na szczęście należą do tego typu książek. 

Sylvia Day w swojej książce próbowała wpleść w miarę dostojny język, tak by historia bardziej dopasowała się do czasów, w jakich została osadzona. I w jakimś stopniu (niewielkim) nawet jej się to udało... Do momentu aż wyjechała z "cipką". Wszelkie próby pękły jak bańki. Samo słowo absolutnie mnie nie razi. Natomiast tutaj brzmiało to bardzo sztucznie i kompletnie nie pasowało do klimatu, który autorka usiłowała stworzyć.

Co do naszych głównych bohaterów... Do ulubionych na pewno ich nie zaliczę. Szczególnie Elizabeth z jej wiecznym "Idź do diabła". Denerwowała mnie jej uległość i ciągłe przepraszanie kij wie, o co i po co. Jej płacz, szczególnie po seksie, też działał mi na nerwy, ale ok, każdy ma prawo przechodzić orgazm po swojemu. Sam Marcus jakoś nieszczególnie zapadł mi w pamięci. Zresztą  i tak przez całą książkę zamiast niego widziałam tam Wiedźmina.

Same sceny seksu są dosyć dobrze rozpisane i działają na wyobraźnie. Nie czułam zażenowania lub znudzenia w trakcie lektury. Zwolennicy większej czułości mogą czuć się zawiedzeni, bo w "Tylko mnie poproś" seks jest bardziej ostry niż "waniliowy". 
A skoro już przy seksie jesteśmy. Zadziwiało mnie, jak beztrosko Elizabeth do tego podchodziła. Kompletnie nie martwiła się ewentualną ciążą w związku bez ślubu. Podejrzewam, że taka wpadka na tamte czasy nie byłaby spełnieniem marzeń.

Wątek sensacyjny (o ile można go tak nazwać) został dosyć słabo wykreowany. Na tyle, że spokojnie można o nim zapomnieć w trakcie czytania (mi się zdarzało). Jakiejś szczególnej roli nie odgrywał w całej książce.

Nie potrafiłam wczuć się w czasy, w jakich została osadzona ta historia. Dla mnie równie dobrze mogło się to dziać teraz. Nawet po skończeniu książki nie pamiętam, w jakich latach się to toczyło. Zresztą, prawda jest taka, że tu chodzi głównie o seks, a reszta jest bez znaczenia.

   Pomimo tego, że dostrzegam wszystkie minusy książki i fakt, że historia opiera się głównie na seksie, to książkę czytało mi się bardzo dobrze. "Tylko mnie poproś" Sylvii Day okazała się idealna na przełamanie czytelniczego kryzysu. Nie wymagała szczególnego skupienia i zachęciła mnie do sięgnięcia po drugi tom cyklu Georgian.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz