środa, 11 marca 2020

Recenzja: Ani żadnej rzeczy... - PM Nowak

recenzja kryminał worldbysabina
   Uhh... Jakie to było złe!



















Kto jest winny?

   Podkowa Leśna. Pewnego popołudnia, w jednym z podwarszawskich domów słychać strzał. Ofiara zostaje skrępowana taśmą i zabita strzałem w głowę. Sprawę morderstwa poprowadzi komisarz Zakrzeński i prokurator Wilk. Już na początku Zakrzeński podejrzewa, że za zabójstwem pani Cybulskiej stoi mąż. Jednak ma on niepodważalne alibi. Tak dobre, że wręcz zbyt idealne i dające wiele do myślenia.
 Z każdą chwilą krąg podejrzanych się powiększa. Każdy z nich ma swoje powody, by dokonać tej zbrodni. Kto jest winny? Czy podejrzenia komisarza Zakrzeńskiego okażą się słuszne?


Halo? Gdzie jest akcja?

   Książkę "Ani żadnej rzeczy..." kupiłam na promocji w jednym z marketów. Nie znałam autora, a o samej książce nie wiele wiedziałam. Za to sporo dobrego słyszałam o "Czarnej serii" do której należy ten tytuł. Ponoć książki, które należą do niej, można wręcz brać w ciemno, bo to takie "pewniaki". Niestety tym razem tak nie było.
 Jeśli lubicie książki, które wywołują w czytelniku emocje, to "Ani żadnej rzeczy..." nie przypadnie wam do gustu. Ta książka jest tak emocjonująca, że czytanie o kradzieży gum do żucia z osiedlowego sklepu dostarcza więcej wrażeń. Jeżu iglasty! Jakie to nudne i bezbarwne było. Wiało nudą od pierwszej do 352 strony. A żeby było jeszcze gorzej, to całość wlekła się w ślimaczym tempie. Zero akcji, rozwoju sytuacji... Nic, co mogłoby przykuć moją uwagę i ocieplić odbiór lektury. Od początku książki wiedziałam, kto jest sprawcą więc i przewidywalność jest na najwyższym poziomie. Parę razy myślałam nawet o przerwaniu tej męki, ale nie zrobiłam tego, bo miałam nadzieję, że chociaż zakończenie wyda się odrobinę bardziej interesujące. Yhmm... Aż mnie z butów wyrwało... Jeśli można zejść poniżej poziomu dna, to zakończenie pukało tutaj od spodu. Nie wiedziałam, że można aż tak spieprzyć końcówkę i tak marnej książki. Nie, żeby było lepiej wcześniej, ale do tej trumny żalu i nudy, nie trzeba było jeszcze dobijać gwoździa absurdu.
 Honoru książki nie uratowali również bohaterowie. Pan prokurator jeszcze trochę, a przepraszałby wszystkich, za to, że żyje. Jakim cudem ta ciapa została prokuratorem? Zakrzeński o wiele lepszy nie był. Ok. To nie ciapa i super, że nie jest kolejnym chlejącym policjantem, ale to zbyt mało... Z góry wyklucza jednego ze świadków, pomija pewne elementy śledztwa i skupia się tak bardzo na jednym podejrzanym, że nie dostrzega nic wokół. 
 Jeden, jedyny i malusieńki plusik, to wątek z Laurą. Przyznam, że byłam bardzo ciekawa, o co w tym wszystkim chodzi, a wyjaśnienie tego tematu rozbawiło mnie prawie do łez.


Podsumowanie

   "Ani żadnej rzeczy..." było jedną wielką stratą czasu. Zero akcji, zero emocji. Nie sięgnę po kolejne tomy, bo na razie mam serdecznie dość tego duetu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz